Renia walczy z rakiem

rysowała

 

Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" 

KRS OOOOO37904, 

cel szczegółowy: 33202 Zając Renata

Sprawdź nas:

Białe.

14 marca 2025

- I czemu tak patrzysz? – pytał Najmądrzejsza z Żon, bacznie obserwując moją część stołu.

- A nic, ciekawy jestem z czego jest ta zupa – odpowiadam, zerkając z uwagą na twarz Renaty, w której jak w lustrze prawdy, można dostrzec, kiedy słowa Żony mijają się z faktami.

- Kalafior, pietruszka, ziemniaki, wywar, to wszystko zmiksowane z ziołami – odpowiada podejrzliwie Rzeka Cierpliwości.

- I nie ma tam nic białego? - dopytuję, bo kolor zbliżony do białego wywołuje u mnie niepokój.

- Nie chcesz, to nie jedz! – błyskawicznie odpowiada Najmilsza z Żon, przechodząc ze stoickiego spokoju na piąty stopień skali furii, tocząc przy tym w oczach pioruny nienawiści. Po chwili jadowicie dodaje – Nie będę oczekiwać wdzięczności. (I tu mi idealnie pasuje zdanie, które krąży w Internecie: „Albowiem każdy, kogo spotykasz, toczy walkę, o której nie masz pojęcia”. )

– Możesz mi wytłumaczyć, skąd ta nagła nieufność? (ta część jest mocno sparafrazowana) – Najcierpliwsza z Żon krzyżuje ręce na piersi, a ja już wiem, że teren został szczodrze zaminowany. – Myślisz, że co? Że dodałam tam śmietanę, bo zapomniałam o twoim irracjonalnym lęku przed białym?

– Nie nazwałbym tego irracjonalnym – bronię się, choć zdaję sobie sprawę, że właśnie wpadam w pułapkę.

– A jak byś to nazwał? – Żona mruży oczy, a Renata z zaciekawieniem przestaje grzebać łyżką w swojej misce.

– Świadomą ostrożnością wobec substancji o nieokreślonym składzie i pochodzeniu – odpowiadam, licząc, że brzmi to na tyle naukowo, by odwrócić uwagę od tematu, który zaczyna mnie pogrążać niczym wiosenne trzęsawisko.

 

W tym momencie Renata nabiera porcję zupy i z rozmyślnie długo ją smakuje.

 

– No i? – pyta Najżyczliwsza z Żon, wyraźnie rozbawiona.

– Smakuje jak kalafior, pietruszka i ziemniaki – oświadcza Renata, odkładając łyżkę. – Ale jak chcesz, tato, to możemy zamówić pizzę.

 

Nie mogę nie zauważyć błysku satysfakcji w oczach Żony. W tej rodzinie każda bitwa to część większej wojny – a ja chyba właśnie przegrałem kolejną potyczkę… Na początku było fajnie, pojawiło się nawet światło w tunelu, a potem zorientowałem się, że to reflektory pociągu.

 

W gruncie rzeczy to wcale nie jest historia o zupie. To krótka opowieść o próbie paranoicznej kontroli nad rzeczywistością choroby, która i tak wymyka się z rąk. O analizowaniu każdego składnika w obawie, że ukryto w nim coś, co może zaszkodzić, gdzie pacjent nie wie, czy dostaje leczenie, czy placebo; aktualną wiedzę, czy przestarzałe protokoły. O desperackim szukaniu alternatywy: może innego lekarza, innej terapii, innej nadziei.

 

W tym desperackim i „irracjonalnym lęku przed białym” nieraz potrzeba pomocy zdrowego rozsądku. Rodzice chcą zapewnić dziecku najlepsze leczenie. Gdy w kraju brakuje dostępnych rozwiązań lub stosuje się utarte metody, okazuje się, że za granicą istnieją nowoczesne terapie, zaawansowany sprzęt i innowacyjne podejście lekarzy. Wtedy rodzi się frustracja, ale i nadzieja, że trzeba spróbować. Czasem okazuje się, że inny specjalista w Polsce ma odmienną wizję leczenia i dostrzega rozwiązanie, które innym umykało. Wszystkich tych newsów chwytamy jak tonący brzytwy. A nuż coś zadziała. I tu potrzeba mądrości oraz wsparcia, bo wśród mieszaniny możliwości kryją się zarówno specjaliści, jak i szarlatani. Kto jest oszustem? Właśnie szykuje się zmiana prawa, która pozwoli karać tych, którzy oferują cud-leczenie, choć lekarzami nie są. Jednocześnie warto zadbać, by wiedza o skutecznych, nowoczesnych metodach była dostępna dla lekarzy – to poprawiłoby komunikację i zmniejszyło konieczność desperackiego szukania alternatyw. Współpraca między rodzicami a lekarzami mogłaby wtedy wyglądać jak partnerskie działanie, a nie ciągła walka.

 

Eh życie! Dobrego weekendu.

 

Wróć do bloga