rysowała
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
KRS OOOOO37904,
cel szczegółowy: 33202 Zając Renata
Sprawdź nas:
Jesień pełna słońca. Promienie prześwitują przez drzewa, ozłacają drobne liście brzozy, palą świat zimnym ogniem. Biegniemy krok za krokiem. Ja ścieżką, Renata podczas kolejnych zajęć rehabilitacyjnych. Każdy krok zbliża nas do celu, każdy turnus przynosi efekty. Nasze kroki są drobne. To nie wyścig sprinterski, lecz maraton. Oby się nie potknąć, a gdy wydaje się, że brakuje tchu, uparcie stawiać kolejny raz stopę przed siebie, do słońca, do odległego celu.
Jesień pełna mgieł. Biało-przejrzyste zasłony przykrywają jezioro. Świat częściowo znika. Przed oczami zostaje to, co najbliżej. Reszta jest tajemnicą. Nie wiem, co jest po drugiej stronie brzegu, nie wiemy, co ujawni kolejna kontrola, jakie okażą się wyniki badań. Tyle razy już nas zaskoczyły, tyle razy kazały zmierzyć się z nowymi przeszkodami! Krok za krokiem wchodzimy w mgłę, choć lęk ściska w żołądku.
Jesień pełna deszczu. Monotonna, pluszcząca jak u Staffa. Spływająca łzami po szybach miarowo i niezmiennie. Otulająca szarością z rodzaju tych depresyjnych, bo już brakuje sił, bo nie daję rady. Biegniemy, coraz trudniej oddychać. Gdzieś w głowie rodzi się pragnienie, aby się zatrzymać, poczekać, poddać nurtowi i niech to wszystko szlag!
Choć jeszcze tego nie wiedzieliśmy, jesienią 2017 roku Renata zaczęła żegnać zdrowie. Kolejnej jesieni rozpoczęła chemię uzupełniającą pełną spadków. Następnej przeszła operację neurochirurgiczną stabilizującą kręgosłup. Jeszcze następna to próba wizualnego naprawienia tego, co nienaprawialne, czyli likwidacja zeza i wytrzeszczu oka. I choć ciągle coś pcha nas do zimy, uparcie staramy się z niej wydostać. Krok za krokiem. Bolesław Leśmian pisał: „Wiem, że muszę wypatrzeć w nicość śniącą się drogę. Odchodzimy wciąż co chwila i co chwila brak nam lic”. My musimy wypatrzeć drogę nie w nicość a do zdrowia i na niej pozostać. By nas nie brakło.
Jesień – czas pożegnań, czasem ostatecznych. Jeden niepewny krok. Zatrzymanie o sekundę za długo. Spojrzenie zbyt późne na to, co przed nami. Koniec drogi. To obawa wszystkich rodziców, którzy kroczą przy dzieciach na drodze onkologii. Niektórym nie dane jest biec dalej, choć Bóg świadkiem, jak bardzo się starają. Zwyczajnie droga staje się zbyt ciężka, za dużo na niej przeszkód, mgły ustępują i pokazują, że to koniec. Łucja Prus śpiewała niegdyś smutny tekst Agnieszki Osieckiej:
„I ja żegnałam nieraz kogo, za chmurą, za górą, za drogą
I ja żegnałam nieraz kogo, i ja żegnałam nieraz.”
Za nami sporo tych rozstań. Twarze dzieci, które zakończyły swój bieg, zostają w pamięci. Najbardziej zapadają te pierwsze, kiedy człowiek jeszcze się dziwi, że tak może się skończyć: Wiktoria, Zuzia, Klaudiusz, Kuba, Kamil, Piotr, Jasiek, … Mijamy się na szpitalnych korytarzach. Nie musimy się znać, żeby wiedzieć, że nasza ścieżka jest wspólna, a potem okazuje się, iż spotkanie to było ostatnie. I w drodze niesiemy już tylko wspomnienie, bo cichną kroki obok. Nie możemy się jednak zatrzymać, nie mamy innego wyboru jak biec. I powtarzać za Andrzejem Sikorowskim: „Lecz póki co żyjemy!”
Jesień. Dziś świeci słońce. Renata odważyła się samodzielnie chodzić. Asysta jest tylko z boku. To efekt codziennych ćwiczeń, kolejnego turnusu, który możemy realizować dzięki Waszemu wsparciu 1%. Dziękujemy z te słoneczne promienie!
Przed nami na horyzoncie mgła. Przed nami seria rezonansów, kontrola w Rzymie, wyniki badań endokrynologicznych i ginekologicznych. Co pokażą? Musimy wierzyć, że pod mgłą kryje się długa i piękna ścieżka.