Renia walczy z rakiem

rysowała

 

Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" 

KRS OOOOO37904, 

cel szczegółowy: 33202 Zając Renata

Sprawdź nas:

Jak Gandhi...

12 stycznia 2025

- Lekarz od uszu był, więc jutro do domu – Trutka skwapliwie odhacza punkty do realizacji, szybkim krokiem kierując się w stronę wyjścia z poradni w Kajetanach.

- Jeszcze pani profesor Agnieszka, nocleg i do domu – uzupełniam. – A do tego, w ramach pokrzepienia ciała, jakaś miła wizyta w pizzerii.

- Tej co ostatnio? – dopytuje Najmłodszy Głodomór.

- Tak, tej co ostatnio.

- No to może być – stwierdza Truj i na wszelki wypadek upewnia się. – A potem do domu?

 

Cała Renata. Nowy Świat rozświetlony świątecznymi dekoracjami wabi przyjezdnych i mieszkańców. Renia podziwia z dystansu i pilnuje, aby obiektyw aparatu przypadkiem jej nie złapał. Na pytania, czy jej się podoba, odpowiada bez emocji, że może być. Ważne, że jutro do domu. Nawet, gdyby człowiek chciał zakosztować stolicy, Najwspanialsza z Córek stawia opór. Jak Ghandi.

 

Opór zdaje się być znakiem rozpoznawalnym Renaty. Coś się nie podoba – opór, sytuacja wprowadza niepewność – opór, nie chce odpowiedzieć na pytanie lub podejmować decyzji – opór, chce wyrazić bunt – opór, opór, opór. Dopiero, gdy raz, drugi i trzeci sytuacja zostaje oswojona i potraktowana jako niezagrażająca bytowi Trutki Niepospolitej, następuje zmiana na: „Jedźmy tam, podobało mi się.” Jednak wszystko musi być zrealizowane ściśle według planu. W grę wchodzą niewielkie negocjacje, a i tak człowiek nie ma pewności jaką miarą mierzy się „niewielkie”. Gdyby ktoś poszukiwał pracownika od kontroli jakości, zapewniam, że NIKT nie umywa się do Trutki Zającówny.

 

W czwartek zakończyliśmy badania w Instytucie Psychologii UW. W piątek poranek przywitał nas uderzeniami wiatru i deszczu.

- To teraz do domu? – pytanie pada już w chwili zakończenia śniadania.

- Tak. Zahaczymy tylko o panie od włosów, żeby kupić taśmy, a tato jeszcze podjedzie do urzędu.

- Ale miało być prosto do domu! – Już widzę, jak powoli zaczyna rozpalać się zarzewie buntu.

- Miało być do domu. Z przystankami po drodze.

 

Rozmowę przerywa telefon. To technik od gorsetu. Że też musiał zadzwonić właśnie teraz, gdy Najlepszy z Mężów czmychnął załatwiać dokumenty. Na pewno wyczuł i celowo zostawił telefon, żeby zrzucić negocjacje na mnie. Następuje chwila konsternacji. Na tylnym siedzeniu samochodu zapada prowokująca cisza, żeby po chwili padło wycedzone przez zęby:

 

- Dlaczego dzwonił pan od gorsetu?

- Nie wiem. Do taty dzwonił. Gdy tato wróci, to go zapytasz – bronię się jak mogę. Oczywiście, że nie odpowiem. Nic nie wiem na temat jakiejkolwiek próby kontaktu z technikiem. Niech się męczy ten, kto kontakt inicjował.

 

No i się męczył. Nawet powiedziałabym, że wił się jak piskorz, próbując namówić córkę do dodatkowej wizyty „przy okazji, skoro już jesteśmy w tym rejonie”. Oburzona Trutka siedzi w poczekalni pracowni i całkowicie ignoruje obecność ojca. Z oporem (a jakże) wyszła z samochodu i teraz brzęczy pod nosem groźby karalne pod naszym adresem:

 

- Przecież miało być „do domu” rano, a tu już południe. Dorośli są niekonsekwentni. – „Małego Księcia” się naczytała, Księżniczka.

Kiedy lokujemy się w samochodzie rozlega się stanowcze:

- Teraz mamy jechać do domu. Do kotów i Famy. Bez przystanków po drodze.

 

I żeby człowiek nawet chciał się gdzieś zatrzymać, mimochodem pozwiedzać, jeszcze nie wracać do całej listy obowiązków cierpliwie acz nieustannie czekających za domowymi drzwiami, to nie. Jest opór. I nikt go nie złamie. Z drugiej strony ten upór ma swoje zalety. Gdyby nie on, Renata nie byłaby w tym miejscu, w którym jest teraz. Uparła się żeby zdrowieć i konsekwentnie to robi.

 

Wróć do bloga