Renia walczy z rakiem

rysowała

 

Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" 

KRS OOOOO37904, 

cel szczegółowy: 33202 Zając Renata

Sprawdź nas:

Kaktusów się boję

02 lutego 2025

- A co ja mam robić? – pytał Renata po pośniadaniowej sobotniej odprawie, kiedy to zazwyczaj uzbrojeni w odkurzacze, szmatki i płyny ruszamy do wyznaczonych sektorów, żeby ogarnąć domowy poligon.

- Jak już sprzątniesz swój pokój, to przyjdę po ciebie i będziemy przesadzać kwiatki - odpowiadam, mając w pamięci, jak dobrze bawiliśmy się ubiegłej wiosny podczas rozsadzania bananowców i innych zielonych organizmów, które dziwnym trafem znajdują swoje miejsce w naszym domu.

- Trutka, nie zgadzaj się! – z kąta kanapy dobiega złowieszczy syk mamusi. – Nakupił kaktusów, do tego kolczastych i z haczykami, a teraz osła szuka.

- Jeśli to katusy, to JA NIE! – szybko reaguje Renata. – Wystarczy, że przy opuncjach pomagałam.

- Ale katusy mają piękne kwiaty, czasem owoce, nie sprawiają kłopotów – próbuję przekonać Renatę, która - widzę po jej twarzy - zaczyna się przełamywać.

- Opuncja też pięknie wyglądała, tylko strzeliła mamie kolcami, kiedy robiła z bliska zdjęcie – pomaga mi na swój wyjątkowy sposób Artur.

- Kaktusów nie przesadzam – stawia kropkę nad „i” Renata. Kapituluję, czując, że nie mam nikogo wokół, kto by zechciał mnie wesprzeć. Ale spokojnie, kropla drąży skałę, jeszcze na jej parapecie będzie kaktusowy las.

- I pamiętaj, że kaktusy zabierasz w poniedziałek do pracy! - z kąta kanapy dobiega głos nieznoszący sprzeciwu mojej domowej żmii.

 

Podejmuję ostatnią próbę:

- Truju, przecież lubisz kwiatki i pomoc przy przesadzaniu.

- Lubię, chciałabym ci pomóc, ale kaktusów się boję.

 

 

„Chciałabym, ale się boję” – to takie znamienne dla Renaty. Chciałabym wyjechać, ale nowego miejsca się boję, chciałabym o coś zapytać, ale się boję, chciałabym się nauczyć, ale boję się, że nie wyjdzie. Największe obawy dotyczą relacji. Na pytanie: „Czemu nie porozmawiasz/nie zapytasz kogoś z klasy?” zwykle następuje reakcja wyrażająca lęk. I z tym baniem się można przesiedzieć kilka lat na ławce, nie odezwać się słowem a jednocześnie tęsknić do rówieśników. Chyba że ktoś sam się odezwie, pokaże, że jest przyjaźnie nastawiony, strzeli błahy komplement, który w mniemaniu Renaty podniesiony zostanie do rangi największego wyróżnienia świata. Kiedy wytworzy się bezpieczna atmosfera, dopiero wtedy następuje moment, aby zacząć rozmawiać. W tym całym tworzeniu relacji ważny jest jeszcze jeden aspekt: ilość. Cztery osoby dookoła to już tłum. Musi być mniej. Najlepiej, by któraś już była oswojona, inaczej znowu robi się niepewnie: ktoś może wyśmiać, potraktować z wyższością, przejąć inicjatywę i uwagę pozostałych osób.

 

Ktoś powie, że takie obawy i odczucia dotyczą każdego z nas, nie jest to nic nowego, że trzeba się przełamywać, próbować a nie czekać, aż świat do nas przyjdzie, bo nie przyjdzie. I ten ktoś będzie mieć rację, jednak w przypadku osób z uszkodzeniami móżdżkowymi „łamanie” siebie nie jest takie oczywiste. Lęki, trudności w ocenie ryzyka i podejmowaniu decyzji, a co za tym idzie zdolność przewidywania konsekwencji i umiejętności adaptacji do zmieniających się warunków to problemy, z jakimi muszą się codziennie mierzyć dzieci po przebytym leczeniu. Zmiany w obrębie móżdżku wpływają na rozwój emocjonalny dzieci i młodzieży, utrudniając komunikację z otoczeniem zarówno werbalną, jak i pozawerbalną. Dogonienie rówieśników po izolacji związanej z leczeniem, pandemią, różnice w doświadczeniach, które kształtowały ich tożsamość, dysharmonie wobec świata, odczuwanie siebie w przestrzeni to wszystko jest sumą lęków.

 

Profesor Agnieszka Maryniak napisała w konkluzji do wyników swoich badań na grupie dzieci z guzami móżdżku, że „świat dla nich staje się mniej czytelny, mniej przyjazny. Codzienna aktywność wymaga więcej wysiłku, a efekty często nie są do niego adekwatne. Warunki (ich) rozwoju są trudniejsze. Z drugiej strony dzieci te mają zdumiewającą motywację i wytrwałość”.

 

 

Kiedy jakiś czas temu Renata zapytała: „Mamo, nudzę się. Mogę zaprosić koleżankę?”, aż usiadłam z wrażenia a potem świat zawirował tęczą. Od razu przypomniałam sobie powrót do domu sprzed kilku dni, kiedy Renia oznajmiła, że tej koleżance z klasy podoba się mój sweter. Zapytałam wtedy: „Jaki?” i usłyszałam, że ten, który okazał się za mały i trafił do renatowej szafy. To wystarczył, by otworzyła się magiczna przestrzeń na nawiązanie relacji. Cóż mogłam odpowiedzieć?

 

- Jeśli tylko chcesz, zapraszaj.

 

Wróć do bloga