rysowała
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
KRS OOOOO37904,
cel szczegółowy: 33202 Zając Renata
Sprawdź nas:
- Ale po co mam tam jechać? - Trutka zapytała kolejny raz o to samo.
- Renata, przecież ci tłumaczyłam. Chodzi o to, żeby ktoś sprawdził, jakie masz teraz możliwości, czego nie przeskoczymy, w jaki sposób ci pomóc.
- To nie fair. W piątek jest Mikołaj.
- W piątek wrócimy.
- Na pewno za późno. I nie upiekłam ciasteczek dla Mikołaja - w Renacie uaktywnił się tryb "jęcząca Marta".
- Uciekłaś pierniczki.
- Nie są polukrowane - padł kolejny argument.
- Cóż, będą dietetyczne - naprawdę próbowałam walczyć i myślałam, że za chwilę przyjdzie mi się poddać.
Po policzkach spłynęły tradycyjne łzy. Widać Renata też nie miała już pomysłów na kolejne argumenty.
Z pomocą przyszła "marchewka" rzucona przez Super Tatę:
- Po wizycie pójdziemy do sekretnego miejsca na najlepszą pizzę, sama wiesz gdzie.
Jakie to było proste! No ale ja w sekretnym miejscu dotąd nie byłam, co z góry skazało mnie na porażkę. Pojawiły się co prawda jeszcze nieśmiałe próby typu: "Umarłam, nigdzie nie wstaję", ale wspomnienie włoskiego specjału powodowało cudowne powstanie z martwych.
Czwartkowe popołudnie upłynęło nam w Instytucie Psychologii UW, gdzie Renata dzielnie pracowała ze studentkami 5. roku pod czujnym okiem Pani prof. Agnieszki Maryniuk. Początkowo skrępowana, w końcu dała się wciągnąć w gry. Kiedy wychodziła z sali, stwierdziła tylko:
- Nie było źle, ale podobne rzeczy to ja robię z Panią Moniką.
- To chyba dobrze, bo lubisz Panią Monikę.
- Dobrze, ale idziemy już na pizzę - ucięła. No i poszliśmy.
Wizyta w Instytucie ma pomóc ocenić możliwości psychopoznawcze Renaty. Leczenie guza mózgu spowodowało w jej głowie armagedon. I choć z biegiem czasu widzimy wiele pozytywnych zmian w sposobie myślenia, Renia wciąż pozostaje dla nas tajemnicą.
W piątek udało się wrócić popołudniem. Był jeszcze czas na zabawę i domowe prace. Kiedy Renia odkryła na łóżku prezent, jej oczy zaświeciły się iskierkami.
- Kiedy przyszedł?!
List wyjaśnił wszystko. Bo taką już mamy tradycję: do Mikołaja trzeba napisać, potem sprawdzić, czy list został zabrany, upiec ciasteczka i czekać. Każdy zapewnia o grzeczności i układa swoją listę życzeń. Ja zostawiłam jedną w Bari, przy grobie świętego. Krótka nie była, ale nie zmienia się od kilku lat. Co roku więc, gdy koperta znika z parapetu, szeptem dodaję, że moje prośby o cud aktualne. Jedną z nich jest ta o jak największą samodzielność Trutki, by mogła w przyszłości funkcjonować w społeczeństwie.
Zdania na temat obchodzenia mikołajek są podzielone jak dno oceanu Rowem Marsjańskim. Myślę jednak, mam taką nadzieję, że każdemu z nas zapalają w w oczach iskierki, kiedy 6 grudnia dostaje upominek.
Czekam na swój.