Renia walczy z rakiem

rysowała

 

Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" 

KRS OOOOO37904, 

cel szczegółowy: 33202 Zając Renata

Sprawdź nas:

Mruczenie na uspokojenie

06 października 2019

Jasnowłosa kotka niespokojnie zastrzygła uszami. Spała sobie zwinięta w kłębek w cieniu rozłożystego klonu, ale w spokojny sen wkradły się jakieś niepokojące dźwięki. Szybko otworzyła swoje błyszczące oczy, podniosła głowę i rozejrzała się czujnie dookoła.

 

- Ktoś płacze – mruknęła do siebie Kotka. Daleko, cichutko, ale niewątpliwie płacze. I trzeba się tym płaczem zająć.

Kotka podniosła się z trawy, prędko wygładziła futerko i zaczęła uważnie nasłuchiwać. Do jej uszu dobiegały różne dźwięki: a to wiatr grał na szykujących się do odlotu liściach, a to pisklęta przechwalały się, kto nauczył się szybciej latać, to znowu muchy brzęczały między sobą, że nastają ciężkie czasy, kiedy pająki wychodzą z ukrycia – wszystkie zignorowała. Próbowała wychwycić skąd dobiega płacz. W końcu udało się. Ciche zawodzenie zostało przyniesione przez falę wiatru płynącego ze starej farmy. Kotka ruszyła w tamtym kierunku, a z każdym pokonanym metrem przyspieszała kroku.

 

- Teraz słyszę wyraźnie. To płacz ludzkiego dziecka – pomyślała kotka i przeskoczyła drewniane ogrodzenie porośnięte czerwieniejącym winobluszczem.

Kotka, choć miała już kilka dobrych lat, wciąż była uważna i sprawna. Jej kocięta już dorosły i stały się samodzielne. Podejmowały decyzje, jakimi poruszać się ścieżkami i, choć często odwiedzały mamę, kotka czuła, że brakuje jej momentów, kiedy dzieci wymagały jej stałej obecności. Ilekroć płakały, zawsze była blisko i mruczała najpiękniejsze mruczanki na uspokojenie. Gdy usłyszała płacz dziecka, instynkt ponownie dał o sobie znać.

 

Kotka zatrzymała się na chwilę, zmierzyła wzrokiem okolicę. Nic złego nie czaiło się po kątach. Płacz odbiegał zza drzwi stodoły. Cichutko ruszyła w tamtą stronę. Jej oczy szybko przywykły do mroku. Nie minęło kilka sekund a kotka już wylądowała przy dziecku.

 

- Nie jesteś duże – oceniała. – Wyglądasz na delikatne, jakbyś nie miało siły. Pewnie jesteś głodne i zmarznięte. Zaraz coś na to poradzimy.

Kotka wiedziała, że nie przeniesie dziecka w inne miejsce. Tak powinna zrobić każda szanująca się matka, ale to stworzenie było zdecydowanie za ciężkie. Może je natomiast ogrzać. I koniecznie pocieszyć. W płaczu słychać było strach zwierzęcia zostawionego bez opieki, w ciemności. To dziecko, choć nieświadome swojego położenia, instynktownie czuło, że dzieje się coś niedobrego, coś, z czym samo sobie nie poradzi.

 

Kotka podreptała chwilę dookoła dzieciaka. Chodząc, ugniatała nogami siano, mruczała i pomiaukiwała, aby zaznaczyć swoją obecność i dobre zamiary. Zdawała się mówić: „Nie martw się, nie zrobię nic złego, jestem obok ciebie”. W końcu delikatnie usiadła przy główce dziecka, wysunęła przednie łapki i oparła na nich głowę. Jej pyszczek niemal dotykał policzka niemowlaka, a delikatny głos dobiegał prosto do jego ucha.

 

Zaciekawione nowym dźwiękiem dziecko stopniowo się uspokajało aż w końcu przestało płakać. Ktoś był obok, ktoś mięciutki, ciepły i delikatny. To nie mama, ale ten ktoś wyraźnie chciał pomóc. Teraz dziecko bało się mniej. Ten obcy, ciemny świat nadal był straszny, ale już nie obezwładniał przerażeniem.

 

Kotka zwinęła się w kłębek u boku dziecka i postanowiła czuwać do przyjścia jego matki. Nie przestawała mruczeć. Wiedziała, że strach powodowany nowym miejscem i samotnością potrafi sparaliżować najdzielniejszego kociaka. W swoim życiu widziała wiele zwierząt, które, pozostawione w nowych, nieznanych warunkach, kuliły się w najodleglejszym kącie, wzywały pomocy lub zapadały się w sobie. Jedyną formą pomocy jest być wtedy obok i cierpliwie mruczeć aż zwierzę będzie w stanie rozsądnie myśleć.

Czas mijał. W końcu na podwórzu dało się słyszeć kroki. Czy to matka, czy drapieżnik? Kotka była gotowa do ataku. Czujnie nastawiła uszy, delikatnie podniosła się na łapkach, poruszyła wąsami.

 

- Pachnie podobnie do dziecka – stwierdziła. - I podobnie się boi. Również będzie wymagać mruczenia.

Kotka planowała najpierw taksować matkę spojrzeniem pełnym wyrzutów, ale życie nauczyło ją, że dorośli też czasem się boją i potrzebują pomocy. Ich też trzeba uspokajać. Czasem nawet dłużej. Znacznie dłużej.

 

Matka podeszła do swojego dziecka. Wzięła je na ręce i mocno przytuliła. Dopiero wtedy zauważyła jasnowłosą Kotkę siedzącą obok. Błyszczące oczy wpatrywały się w kobietę jakby w oczekiwaniu na to, co zrobi. Ucieknie, przepędzi, zacznie współpracować…? – któż to wie.

Kotka delikatnie zamiauczała, wstała i zaczęła ocierać się o nogi kobiety.

- Nie bój się, teraz jesteś pod moją opieką. Rób to, co ci powiem, a wszystko będzie dobrze. Znam się na opiece nad dziećmi – mruczała cicho.

Dziecko spało. Obie matki usiadły na sianie. Rozpoczęło się Mruczenie.

 

- Mamo…

- Tak Reniu?

- Ta kotka to jest jak doktor.

- Dlaczego tak myślisz?

- Bo jej mruczenie leczy – stwierdziła Renata.

- Przecież nie przynosi lekarstw – podpuszczałam córkę.

- Jej mruczenie jest lekarstwem. Zachowuje się tak, jakby chciała wytłumaczyć, co się dzieje i że wszystko będzie dobrze. I robi to w miły sposób. Doktor, gdy choruję, też przychodzi i tłumaczy. Albo wy idziecie i rozmawiacie. Dopiero potem podaje lekarstwa. Nawet, gdy są niedobre lub gdy panie robią zastrzyki, mniej się boję, kiedy wiem, po co one są. Szpital wtedy też nie wydaje się taki straszny. Wiem, że będzie mi lepiej, że wrócę do domu.

- A doktor mruczy?

- Czasami mruczy.

 

 

Wróć do bloga