Renia walczy z rakiem

rysowała

 

Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" 

KRS OOOOO37904, 

cel szczegółowy: 33202 Zając Renata

Sprawdź nas:

oswajanie Grubej Berty

17 października 2020

 

„Świat, nawet jeśli jest przerażający, nie przeraża tak bardzo, gdy możemy złapać się za ręce, wtulić się w siebie i po prostu sobie towarzyszyć” – to słowa z książki Przemka Staronia, której jeden rozdział traktuje o sposobach patrzenia na lęk poprzez próbę wytworzenia dystansu wobec tego, co przeraża, na stopniowym jego zmniejszaniu przez desentyzację. Zabrzmiało mądrze, ale przyszło wprost z książki dla młodzieży i rodziców: „Szkoła bohaterek i bohaterów. Czyli jak radzić sobie z życiem”. Nieświadomie natomiast ten rodzaj terapii w czasie choroby Reni wykorzystywałem.

 

Tak w naszej szpitalnej historii znalazł miejsce Rysiek – nieszczęśliwie wywieziony do pralni z OIOM-u. Na jego miejsce przybył Rysiek II, potem Dupek Właściwy - wierny towarzysz prawie każdej chemioterapii - oraz Glutek, którego długie ramiona i nogi pomagały w rehabilitacji i który wdzięcznie odwrażliwiał z absolutnej powagi rzeczywistość oddziału onkologicznego. Terapeutycznymi zdolnościami wykazywał się również Włosiak, „wypożyczony” od Alostwa wujostwu, czyli mnie. Włosiak odliczał czas od chemii do pojawienia się pierwszych ubocznych skutków w szpitalnej nerce, dopingował do zwariowanych odpowiedzi na rzucone w powietrze: „Kupa była?” – ripostując pytającej: „A, to gratuluję!”. Włosiak - pacynka - bezwzględnie nauczył Renatę, kiedy przestała mówić, że kciuk w górę doskonale informuje: „kondukt obchodowy” oraz że wszystko jest ok; kciuk w dół, że nie jest a palec trzeci to nie jest tym czym jest ale nalega na wyjście do toalety…

 

„Zwierzyniec” Iwony również miał podobną dla nas funkcję terapeutyczną. Doktor Marchewka, Romulus, wszelakie Jaszczurki, Mrówki i inne zwierzęta odtraumatyzowywały proces terapii i wydarzeń, w jakie zostaliśmy wrzuceni.

 

„Błaznowanie” - jak zwykła określać to moją osobista Małżonka - oswajało lęki, pomagało mi przezwyciężać obezwładniający strach, jednocześnie tworząc perspektywę, z której można spojrzeć krytycznie na sytuację. Staroń przywołuje sytuację, w której panicznie bojący się pająków Ron wyczarowuje kosmatemu nieprzyjacielowi wrotki i ten rozjeżdża się na wszystkie strony. To metaforyczny sposób na poradzenie sobie z olbrzymim lękiem. Tej samej metody używają Czerwony Nosek, kiedy swoimi dramami, swoją obecnością wyrywają dzieciaki ze smutku.

 

Cztery miesiące temu, pełni lęku, otrzymując krok po kroku właściwą diagnozę, próbowaliśmy istnieć. Wyjazd do Rzymu i operacja, która została skutecznie przeprowadzona, dały nam zupełnie inne spojrzenie na sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Strachy i lęki jakie w nas były, zostały sprowadzone do właściwego im poziomu. Zamknięte konsultacje i przeprowadzone w innym kraju leczenie dają poczucie porównywalne do wyjścia z jaskini na światło dzienne. Trzeba się odważyć!

 

Pytacie, jak się czuje w tej chwili Renata. Przede wszystkim jest pewniejsza siebie, pewnością, która wynika ze skutecznie przeprowadzonej operacji. Każdy tydzień przynosi zmiany na poziomie motoryki, poruszania się, stabilizacji i balansu. W onokologicznej przestrzeni trudno jest pokazać sukces leczenia. To długotrwałe i wyczerpujące postępowanie. Kwestie neurochirurgiczne wyglądają inaczej. Nie lubię obrazowo, ale tym razem, pokaże na zdjęciach. Badania obrazowe, już potwierdziły skuteczność zabiegu.

 

W poniedziałek ruszamy na spotkanie z Grubą Bertą – czyli na kontrolę rezonansem magnetycznym głowy. Kolejny pająk do rozbrojenia. A potem kolejny i kolejny.

Trzymajcie kciuki.

 

Wróć do bloga