rysowała
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
KRS OOOOO37904,
cel szczegółowy: 33202 Zając Renata
Sprawdź nas:
- Tata, zagramy w grę!
- Ok, w „Pomidora”?
- Nie! W inną…
- Zagramy w „Moje oko, otwarte szeroko”?
- Nie, inną, zagramy w „A co byłoby gdyby”!
- Co by było, gdyby z chmury zamiast deszczu leciała oranżada….
- Co by było, gdyby ludzie zamiast pieniędzmi płacili bajkami….
- Co by było, gdyby nasz dom był na brzegu ciepłego morza…
- Co by było, gdyby nie było leczenia i chorób…
- Co by było, gdyby praca była w weekend a w pozostałe dni tygodnia mielibyśmy czas dla siebie…
- Co by było, gdybym nie pojechała dwa lata temu na operację?
- Co by było, gdybyśmy uciekli chorobie na drugi koniec świata?
- Co by było,…
Tak gdybając, wracaliśmy z warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka po wstępnych badaniach w poradni okulistycznej. Konsultacje trwają od miesiąca i pewnie jeszcze do końca kwietnia będziemy szukali miejsca, w którym zoperujemy oko córki. Żeby „moje oko otwarte szeroko” było maksymalnie sprawne. Na tyle wartości morfotyczne krwi są stabilne, że udajemy się na dwa tygodnie turnusu rehabilitacyjnego, na którego efekty czekamy jak łysy księżyca. W marcu też kolejny kontrolny rezonans, co już wywołuje u nas nerwowy ścisk w dołku…
Wpis miał być zatytułowany: „O wyższości placka ziemniaczanego nad atrakcjami Warszawy”, ale nie będzie. Chociaż rola placka ziemniaczanego w czasie naszej podróży miała niewątpliwie superatywną funkcję. Dla ziemniaczanych placków z odpowiednim gulaszem zające są w stanie wiele uczynić, np. nadłożyć 80 kilometrów w deszczu, drogami powalającymi swą niespodziewaną topografią i strukturą. Miejsce z plackami miało też wartość terapeutyczną. Przypominało czasy, kiedy całą czwórką zatrzymywaliśmy się w drodze do warszawki czy nad morze. Stąd na pytanie: „Czy możemy przez Karczma Saganek do domu, bo tam tato, jest moje ulubione miejsce?”, zgodziłem się bez zastanowienia.
Dobrze się jedzie w miłym towarzystwie. Długie, siedzące podróże upływają na żartach, rozmowach bardziej lub mniej poważnych, na wspominaniu i planowaniu. Dobrze się wyjeżdża, wiedząc, że kolejnego dnia będzie można razem wrócić do domu. Kocica Polly z pewnością będzie zadowolona z widoku rozpakowanej walizki.
Los postawił nas w sytuacji, gdy musimy do samego końca rozgrywać życie córki w grze, która ma niewiele wspólnego z rodzinnymi, ciepłymi planszówkami czy słownymi zabawami.
Rezygnacja z tej gry zakłada najgorszy scenariusz. Podjęcie gry, niezależnie od obranej strategii, nigdy nie zagwarantuje idealnego zakończenia. Ale nie można zrezygnować. Pomimo tego że ryzyko rzadko kiedy daje się ująć w liczby. A statystyki można sobie włożyć w …
Grając w tę grę, założyliśmy, że oprócz obowiązku chronienia życia Renaty, w regułach funkcjonować będą też kryteria kantowskiego imperatywu moralnego. Tak działamy, jakbyśmy sami chcieli, żeby wobec nas działano. Jesteśmy fair w tej grze, licząc naiwnie, że powtarzalność czynów i zachowania zmyli lub ułagodzi przeciwnika. I tylko czasami patrzę z lękiem na stoliki, przy których gra się zakończyła, a figury zostały już ponownie rozstawione na planszy w oczekiwaniu na kolejną rodzinę wezwaną do turnieju.